Jeżeli czytasz, skomentuj, to dla mnie motywacja, dzięki której będę mieć siłę na dalsze pisanie.
Najbardziej na świecie nie cierpię się budzić.
Obok mnie mogłaby się rozgrywać kolejna wojna a ja po prostu poszłabym spać. Podczas snu czuje się wolna, spokojna i... bezpieczna. Bezpieczna w swoim własnym świecie snów i marzeń.
Podniosłam głowę do góry i jęknęłam. Muszę dziś pomoc mamie żeby w czwartek puściła mnie na imprezę do Barbie. Ona uwielbia robić imprezy kiedy jej rodzice wyjeżdżają w delegacje. Wraz z młodszą siostra i starszym bratem robią najlepsze imprezy. To pewnie dlatego wszyscy tak bardzo ich lubią.
Tak szczerze mówiąc ufam tylko Barbie. Nasza paczka znajomych wie tylko tyle, że jestem nienormalna, głupia i nadzwyczaj zabawna. Oni są tacy sami. Właściwie nie często rozmawiamy o swoich problemach. Wolimy się bawić, szaleć itd. Oczywiście kiedy któreś z nas potrzebuje pomocy, ZAWSZE możemy na siebie liczyć.Ale nikt nie wie co się dzieje w mojej głowie. Właściwie nikt nie może komuś przeniknąć do umysłu. No, chyba, ze jesteś Edwardem Cullenem ze Zmierzchu i czytasz wszystkim w myślach. Nikt nawet nie wie co zaszło miedzy mną a Simem...
Sturlałam się z lóżka i przeczesałam włosy palcami. To dziwne. Od jakiegoś dwunastego roku życia farbuje się na fiolet, od jakiegoś dwunastego roku życia wszyscy z rodziny maja ze mną problem i od jakiegoś dwunastego roku życia mój tata nie żyje. Moja mama nie była związana wtedy z nim. On ja zostawił kiedy tylko zaszła w ciąże. Spotkałam się z nim tylko dwa razy, nawet nie wiem czy go kochałam. Gdyby nie ja świat byłby piękniejszy. Szybko ubrałam się w jakieś ubrania. i zbiegłam po schodach do salonu. Mama krzątała się w kuchni robiąc naszej piątce śniadanie i jak zwykle po jej policzkach spływało kilka łez. Tęskniła za Avanem. Avan był jej zdecydowanie największą miłością jej życia. Dowodem tego może być czwórka dzieci. Niestety, jej ukochany skrywał tajemnice. Po pierwsze jej nie kochał a po drugie jego orientacja seksualna wskazywała na to ze był gejem. Skoczył z mostu. Co najdziwniejsze naprawdę go lubiłam. Mleko do płatków prawie kipiało, wiec podeszłam do kuchenki gazowej i wyłączyłam ogień. Zalałam płatki dla Connora, Arianny i dla siebie, gdyż Quigley nie lubi płatków a Christine ma zwyczajnie uczulenie na mleko. Dla nich mama zawsze kroi jabłka z truskawkami i bananem.
Nie wiem czemu tak jest, ale Arianna, Christine, Connor i Quigley przy mnie są aniołami. No tak. Inny ojciec.
-Mamo, kupiłaś wczoraj ser dla mnie?
Kobieta odłożyła nóż i odwrócił się w stronę lodówki. Delikatnie się uśmiechnęła.
-Ee.. musisz wybaczyć mi ale nie. Jest jeszcze twaróg z bazylia. - odpowiedziała. - Trzeba byłoby zacząć jeść mięso.
-Oj daj spokój mamo.- przerzuciłam oczami.- Pójdę obudzić małych.
Największym przywilejem najstarszej z rodzeństwa jest to, ze mam swój własny pokój. Chłopcy mają razem, tak samo dziewczynki. Najpierw poszłam obudzić Connora i Quiga, a następnie wykorzystałam ich i kazałam obudzić dziewczynki.
Lubie nasze wspólne śniadania. Z innymi posiłkami jest już gorzej bo obiad prawie zawsze jem inny niż oni i muszę robić obiad sobie sama, a o kolacji już nie wspomnę, bo często zdarza się tak, ze gdy wracam wszyscy śpią. Oprócz płatków zjadłam cztery sznytki chleba z twarożkiem. Oj, jem bardzo dużo.
-Wiecie, ze dzis śniło mi się jak Finn i Jake bawili się ze mna. - powiedział Connor. Wszyscy w naszym domu kochają kreskowkę z cartoon network "adventure time".
-A mi śniło się, ze Buddy nadal żyje...-rzuciła Christine.-Tesknię za Buddy'm.
Buddy to był jej pies rasy york shire. Jakiś dureń go przejechał.
- A wiecie co mi się śniło?-zapytała mama.
-Opowiedz, mamusiu.- zachęciła ja Arianna, która właśnie skończyła przeżuwać kanapkę z szynka i keczupem.
-Wiec dobrze. Śniło mi się że...
Nie lubię słuchać snów innych osób. Nie lubię nawet opowiadać swoich snów. Wedlug mnie sny to coś osobistego, co nie powinno wychodzić poza umysł. Podobno jeżeli śni się nam jakaś osoba, to tęsknimy za nią lub zbyt intensywnie o niej myślimy.
I muszę się z tym zgodzić.
Po śniadaniu pomogłąm mamie powkładać naczynia do zmywarki.
-Wiem, ze się podlizujesz, bo chcesz gdzieś wyjść.- westchnęła. - Robisz wszystko tak, by wyszło na twoja korzyść.
-Nie prawda...
-Rodzice Barbie jada znowu w delegacje?
-...tak.
-Jesteś pełnoletnia. Rób co chcesz. Znowu to "rób co chcesz". To najgorsze słowa jakie mogą być.
-Liczę się z twoim zdaniem mamo, dlatego pytam. - stwierdziłam pod nosem.
-Ty liczysz się z moim zdaniem? -zakpiła - Przecież ty masz mnie głęboko w dupie. Nie dam Ci pieniędzy na tą imprezę.
- Nie proszę o pieniądze! - oburzyłam się.
-Jesteś dorosła, powinnaś mieć już pracę i własne mieszkanie.
-Poprawka, jestem MŁODA i chcę się wyszaleć zanim stanę się nudna za biurkiem. - rzuciłam.
-Życie niestety jest bezwzględne i zdziwisz się, jak zabraknie mnie i będziesz musiała zająć się rodzeństwem!- wyglądało jakby ostatnie słowa wypowiedziała przez przypadek.
Spojrzałam na nią badawczo, ale kobieta unikała mojego wzroku.
-Mamo...? Co tamto miało znaczyć?
Zacisnęła usta i podniosła głowę do góry.
-Chciałam ci powiedzieć, ale nie w taki sposób...-zaczęła bardzo cicho.
-Co powiedzieć?
-Umieram.
-Ja też mamo, całe życie...ale co ty w ogóle gadasz?
-Valerie, ja mam raka nerek.
-A, no to będę dawcą i dam Ci swoją nerkę, proste, nie? - zapytałam dość spokojnie, choć to co powiedziała wcale takie spokojne nie było.
-Nie możesz. Nikt nie może. To...- po jej policzkach znowu popłynęło kilka pojedynczych łez. -...to jest tak zaawansowane stadium raka, że nie kwalifikuję się na żadne przeszczepy. To moje ostatnie dni życia.
Cios.
Cios.
Cios.
Cios.
Jeden wielki, pieprzony, kurewski cios w moje serce.
W jednym momencie zaczęło mi się ciężko oddychać i moją twarz zalały łzy. Jasne, że mogła żartować. Tylko, że moja mama nie potrafi zażartować bez wytknięcia języka. Po za tym, kto normalny żartowałby o czymś tak poważnym?
-I...ile Ci zostało? - zająkałam się.
-Lekarz mówi, że nie wiele. Miesiąc, tydzień, dzień, godzina, sekunda....
-Czemu nie leżysz w szpitalu?! Mogłabyś w ten sposób przedłużyć sobie....
-Nie. - przerwała mi - Wolę spędzać czas z moimi dziećmi.
Przemilczałam to.
-Kiedy umrę, babcia zamieszka z wami i... i jakoś dacie radę. - delikatnie się uśmiechnęła.
Jak ona może się uśmiechać w takiej chwili?!
-Ja... jak mam teraz się zachowywać?
-Tak jak zawsze, nie chce żadnego użalania się nad moją osobą.
-A co z...
-Dziś wieczorem powiem maluchom. Nie martw się.
Przygryzłam wargę i rzuciłam się jej w ramiona. To i tak do mnie nie dociera. Ona nie może umrzeć. Puściłam ją.
-Idę do Barbz mamo. Napisz sms'a jak przyjedzie babcia.
-Okay.- odpowiedziała tak, jak zwykle..
Poszłam do pokoju tylko po okulary przeciwsłoneczne, posmarowałam się filtrem, żeby przypadkiem słońce mnie nie opaliło i wyszłam z domu. Nie podoba mi się opalenizna. Zdecydowanie wolę porcelanową skórę. Dom Barbie znajduje się dokładnie 13 minut drogi od mojego domu. Modliłam się po cichu, aby Sima nie było w domu. Nie dam rady na niego spojrzeć, stworzyć uśmiech i powiedzieć "cześć". Był taki czas, kiedy nie znałam za bardzo tego blondyna, ani mojej aktualnej paczki przyjaciół. Miałam wtedy czternaście lat, Sim piętnaście. Codziennie się z nim spotykałam. Staliśmy się przyjaciółmi. Bliskimi przyjaciółmi. Nie, nie byliśmy parą. Pisał mi różne, miłe i kochane rzeczy, mówił mi takie rzeczy... Martwił się o mnie, bo... bo gdy miałam czternaście lat robiłam bardzo głupie rzeczy. Samookaleczenia raczej nie są fajne, nie? Pewnego dnia, po prostu zaczął mnie ignorować. Z dnia na dzień mnie zostawił samą ze wszystkimi problemami. Boże, jak ja go kochałam! Przez rok nie potrafiłam o nim myśleć. W sumie to nawet nie wiem czy do dziś.... To wszystko jest chore i tyle. Weszłam przez furtkę i potruchtałam do drzwi wcisnęłam guzik od dzwonka. Otworzyła mi Claudia, młodsza siostra Barbz.
-Hej. - przywitała mnie.
- Barbie wyszła ze Steve'm.
-Oh...a miała się ze mną spotkać. A Ty chcesz wyjść?
-Ja umówiłam się z...no wiesz.
-Taaak. - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Może zawołać Sima?-zapytała cicho.
-Nie. - odpowiedziałam szybko.
-Okay. Do zobaczenia.
-Pa. Zamnknęła drzwi, a ja opuściłam ich posesje. Czasem wnerwia mnie to, że różowowłosa mnie olewa dla swojego chłopaka. Ale się kochają, a ja nie chciałabym niczego między nimi popsuć. Wyciagnęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer Janisse, która od razu zaproponowała pójście do małej kawiarenki przy galerii. Spotkałyśmy się na miejscu. Zawsze zazdrościłam jej wyglądu. Jej 178 centymetrów pięknego wyglądu, robiło wrażenie. Niestety Janisse nigdy w życiu nie tknęłaby chłopaka, jest lesbijką. Tak szczerze mówiąc raz się z nią "zabawiłam". Podobałam się jej i wykorzystałam to. Byłam w strasznym dołku emocjonalnym. Brunetka ma seoje mieszkanie więc przyszłam do niej na noc. Wypiłyśmy trochę i powiedziałam do niej "chciałabym, żebyś mnie pocałowała". Zrobiła to. Nigdy więcej tego nie powtórzyłyśmy, ponieważ Janisse zmieniła "obiekt pożądania".
-Umiera?-zapytała swoim głębokim głosem. -Tak cholernie lubię twoją mamę. To nie fair, że mordercy i pedofile chodzą po świecie z uśmiechniętą mordą, a dla takiej dobrej kobiety nie ma ratunku.
Jani zawsze wie co powiedzieć, tak cholernie wie jak ubrać uczucia w słowa.
-Nie rozumiem czemu karze mi się zachowywać tak jakby wcale nie była chora!-oburzyłam się.
-A ty lubisz jak się nad tobą użalają?
-...nie. Przecież nikt nie lubi użalania się.
Podniosła brwi do góry i dopiła swoją kawę.
-O której umówiłaś się z Claudią?
-Słucham?-zrobiła zaskoczoną minę.
Przerzuciłam oczami.
-Oj, nie udawaj, wiem, że...
-Cicho.-przerwała mi.- Nie spóźnie się. Za 15 minut w galerii, więc...-zrobiła znacząco minę.
-Jak Sim się dowie, że jego siostra kręci z dziewczyną, która go wykręciła. - rzuciłam z lekko kpiącym uśmiechem.
-Nie moja wina, że rok temu wepchał mi się do łóżka. Ja nie kazałam mu się we mnie zakochiwać. - prychnęła.
Ściągnęłam wargi do środka i spojrzałam w inną stronę.
-Ja pierniczę, Valerie ty nadal....?
Odchrząknęłam.
-Nie, nie. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Chyba właśnie dlatego jej zazdroszczę. Przy niej nie jestem wystarczająco ani śliczna ani świetna charakterem.
-Ej, Val, zostań lesbijką. - dodała i zagryzła delikatnie swoją wargę.
-Zostałabym, gdybyś nie kręciła z Claudią. - skłamałam.
-Oh, trójkąty są fajniejsze.- dodała i zaśmiała się.
-Jasne, hahaha, zaraz się spóźnisz.
Spojrzała szybko na zegar wiszący nieopodal nas i wytrzeszczyła oczy.
-Cholera.- przeklnęła pod nosem- Jak coś to dzwoń i pamiętaj o mnie! Pa!
Przytuliła mnie i wybiegła z kawiarni. Westchnęłam i w samotności dopijam swoją latte moche. I co mam teraz ze sobą zrobić? Wróciłam do domu, ale drzwi były zamknięte. Mama pewnie poszła na podbój marketów z Quigley'em, który zawsze pomaga jej w zakupach. Gdyby moja pieprzona skleroza wreszcie zniknęła, miałabym ze sobą klucze i po prostu weszłabym do domu. Usiadłam na ganku i zastanowiłam się jak długo będę tu czekać. Poczułam wibracje w bocznej kieszeni. Ktoś dzwonił. To mama.
-Mamo, za ile wrócicie? Zapomniałam kluczy i siedzę przed domem jak....
-Valerie? - usłyszałam w słuchawce głos jakiejś obcej kobiety.
-Tak, a pani to kto?
-Jestem pielęgniarką. Twoja mama zasłabła i prosiła, żebyś przyje...-rozłączyłam się i zaczęłam biec do najbliższego szpitala w okolicy. Miałam nadzieję, że to właśnie w nim jest. Po kilkunastu minutach ciągłego biegu, stanęłam przy rejerstracji.
-Theresa Coleman...gdzie...leży? To...moja...mama...-wysapałam. Staruszka stojąca za ladą rzuciła mi puste spojrzenie i wlepiła z powrotem swoje oczy w ekran komputera.
-Drugie piętro. Sala numer 15.-odpowiedziała niechętnie. Bez żadnego podziękowania pobiegłam na schody. Wiedziałam gdzie się znajdują, byłam w szpitalu po każdym porodzie mojego rodzeństwa. Szybko znalazłam salę mamy i wbiegłam tam.
Leżała na szpitalnym łóżku nieprzytomna, podpięta do aparatury i dziwnie blada.
Blada jak trup.
~~~~~~~~~~~~
Witaajcie, i jak podobało się? Mam nadzieję, że tak, bo pisałam ten rozdział około 5 dni. Nie wiedziałam jak was wprowadzić w to wszystko, mam nadzieję, że historia Valerie do was trafi.
Liczę, że każdemu się spodobają te wypociny.
miłego dnia xx
twitter: @just__ride